Moje i Twoje Medjugorje – gryficka pielgrzymka z pogrzebem papieża Franciszka w tle
Są chwile w życiu katolika, na które czeka się z głęboką tęsknotą — wśród nich szczególne
miejsce zajmują pielgrzymki organizowane przez ks. Łukasza Wdowczyka z parafii pw.
Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Gryficach.
Wieczorem, w Poniedziałek Wielkanocny, 21 kwietnia 2025 roku, w dniu śmierci papieża
Franciszka, grupa 50 osób z parafii gryfickiej, płotowskiej i szczecińskiej, pod duchowym i
organizacyjnym przewodnictwem ks. Łukasza, wyruszyła na pielgrzymkę na południe Europy.
Trasa prowadziła przez Czechy, Austrię, Słowenię, Chorwację, Bośnię i Hercegowinę.
Uczestnicy przemierzyli 4350 km autobusem, pokonali pieszo około 150 000 kroków, a rejs po
Adriatyku wynosił aż całe 3 mile morskie.
Gdybym miał wskazać najważniejsze miejsce tej pielgrzymki lub najbardziej inspirujący jej
aspekt, miałbym nie lada dylemat. Dla jednych najważniejsze było Medjugorje — miejsce, gdzie
nieustannie rozbrzmiewają świadectwa sześciu widzących i rozmawiających z Maryją. Dla
innych — zachwycające krajobrazy oraz starożytne miasta, pełne zabytków i turystycznych
atrakcji. Każdy miał szansę odnaleźć coś wartościowego. Dla mnie niezwykle odkrywcze było
podziwianie widoków za oknem, połączone z nauką łacińskich sentencji, którymi ks. Łukasz
wzbogacał naszą podróż. Niezapomniane pozostaną również rozbrzmiewające w autobusie
pełne ciepła pielgrzymkowe pieśni oraz wspólne modlitwy — w tym te za świętej pamięci
papieża Franciszka.
Pielgrzymka ta była nie tylko podróżą przez malownicze zakątki Europy, lecz także głęboką
duchową wędrówką, pełną refleksji, wspólnoty i modlitewnego skupienia.
Ale zacznijmy od początku.
Pierwszym przystankiem naszej pielgrzymki był Wiedeń — stolica dumnej Austrii, emanująca
majestatem i bogactwem kulturowym. Wrażenie robiły imponujące pałace, takie jak Belweder i
Opera Wiedeńska, a także malowniczy Stadtpark z pomnikami wybitnych kompozytorów, w
szczególności Johanna Straussa. Nie sposób było przejść obojętnie obok monumentalnej
katedry św. Stefana, której dachówka, ułożona w kształt cesarskiego godła, przyciąga wzrok
swoją kunsztowną precyzją. W centrum miasta zaskoczeniem okazał się ogromny Pomnik
Żołnierzy Radzieckich — symbol kompromisu i wyraz austriackiej neutralności, ustanowionej po
okupacji kraju przez ZSRR.
Drugim przystankiem był Zadar, nazywany chorwackim Rzymem — miasto o starożytnych
korzeniach, które harmonijnie łączy historię z nowoczesnością. Poza bogactwem kulturowym,
zachwyca ono dwiema niezwykłymi atrakcjami ekologicznymi. Pierwsza z nich, „Pozdrowienie
Słońca”, to unikatowy pomnik złożony z paneli słonecznych, które w wyniku podeptania przez
turystów, po zmroku tworzą widowiskowe efekty świetlne na promenadzie. Druga to Organy
Morskie — instrument, na którym melodie komponuje sam Adriatyk, wydobywając z nich
naturalne i niepowtarzalne dźwięki. Jednak Zadar to przede wszystkim miasto przepełnione
kulturą i duchowością. Jego chrześcijański charakter uwidacznia się w niezliczonych skarbach
religijnych. Poza kompleksem biskupim, obejmującym Forum Romanum, Katedrę św. Anastazji,
pałac arcybiskupi, kościół św. Donata, cerkiew św. Eliasza i klasztor benedyktynów, największą
niespodzianką okazał się dla mnie kościół pw. św. Symeona. Tak, tego samego Symeona, który
według Pisma Świętego dostąpił objawienia Jezusa Mesjasza w świątyni. Jego szczątki
spoczywają w cedrowej skrzyni, pokrytej srebrnymi i złotymi płytkami — arcydziele sztuki
średniowiecznej. Sarkofag otwierany jest raz do roku, a ciało świętego wystawiane na tydzień,
by wierni mogli oddać mu cześć.
Każde miejsce na tej pielgrzymkowej trasie miało swój niepowtarzalny charakter, swoją historię i
głębokie przesłanie, które na długo pozostanie w pamięci uczestników.
Kolejny dzień pielgrzymki rozpoczęliśmy zwiedzaniem Trogiru — urokliwego, niewielkiego
miasteczka, które miejscowi nazywają „Chorwacką Wenecją”. Określenie to wydaje się jednak
nieco na wyrost, bo choć Trogir leży na wyspie, jego architektura i atmosfera odbiegają od
słynnej włoskiej laguny. Niewątpliwie jednak ma ono swój niepowtarzalny klimat i zachwyca
wąskimi uliczkami oraz zabytkowymi budowlami.
Następnie udaliśmy się do Splitu — prawdziwej perły dawnego Cesarstwa Rzymskiego i skarbu
chorwackiego renesansu. Miasto robi ogromne wrażenie swoim majestatycznym Pałacem
cesarza Dioklecjana, tętniącą życiem promenadą, portem dalekomorskim oraz fascynującą
mozaiką kulturową. To właśnie tutaj pani przewodnik przybliżyła nam historię Wybrzeża
Chorwackiego, ukazując jego znaczenie na mapie świata od czasów starożytnych. Region ten
był sercem cywilizacji greckiej, a później rzymskiej. Co ciekawe, gdy w VII–VIII wieku dotarły tu
plemiona słowiańskie, nie tylko zachowały kulturowe dziedzictwo, ale po upadku Cesarstwa
Rzymskiego przyczyniły się do ponownego rozkwitu gospodarczego i kulturalnego.
Piąty dzień naszej podróży upłynął na całodniowym rejsie wynajętym statkiem po Morzu
Adriatyckim. Wypłynęliśmy z pomostu tuż przy naszym pensjonacie, by podziwiać przepiękne
widoki wybrzeża, wysp i maleńkich, ukrytych wśród fal wysepek. Na jednej z nich, z niewielkim
portem rybacko-jachtowym, zatrzymaliśmy się na krótki spacer, delektując się spokojem i
urokiem miejsca. W trakcie dalszej podróży, na otwartym morzu, niektórzy śmiałkowie
zdecydowali się na kąpiel w krystalicznie czystych wodach Adriatyku, oddając się beztroskiej
chwili radości.
Szóstego dnia, po wykwaterowaniu z pensjonatu, udaliśmy się w stronę Dubrownika. Trasa, w
przeciwieństwie do lat ubiegłych, nie wymagała już przekraczania granicy Bośni i Hercegowiny,
ponieważ Chorwaci wybudowali most tuż przed granicą, łącząc tym samym północną i
południową część Dalmacji. Ten nowoczesny i imponujący element infrastruktury znacząco
ułatwił podróż i pozwolił nam szybciej dotrzeć do jednego z najpiękniejszych miast Chorwacji.
Każdy kolejny etap pielgrzymki odsłaniał przed nami nowe oblicze historii, kultury i przyrody,
tworząc niezapomniany obraz tej wyjątkowej podróży
Turyści odwiedzający Dubrownik często zachwycają się jego ponad tysiącletnią historią, która
wciąż żyje w niezwykłych zabytkach architektury. Rzadko jednak dostrzegają równie cenne
dziedzictwo kultury duchowej i słowiańskiego rytu, które od wieków kształtowały to miejsce. Dla
nas, Polaków, jest to szczególnie poruszające, a nawet budujące, zwłaszcza że według jednej z
wersji, jak twierdziła nasza przewodniczka, założycielami miasta mieli być Słowianie z okolic
Wzgórza Kraka.
O Dubrowniku można pisać bez końca. O jego niezrównanym i niepowtarzalnym pięknie, którym
zachwycają się sami Chorwaci. O jego rajskim klimacie, wychwalanym przez G.B. Shawa. O
jego roli jako skarbu należącego do całego świata, jak podkreśla UNESCO. Jednak tym, co
wyróżnia Dubrownik spośród wszystkich miast świata, jest jego niezwykła zdolność do
przetrwania. Doskonale oddaje to łacińska sentencja: „Non bene pro toto libertas venditur auro”,
która mówi, że wolność jest tak cenna, iż nie można jej porównać do żadnego skarbu, nawet
całego złota. Można to interpretować szerzej — nie zawsze trzeba walczyć zbrojnie, lecz warto
zadbać o to, by mury naszego portu były solidne, potężne i wręcz odstraszające.
W przeszłości Dubrownik funkcjonował niemal jak państwo-miasto. Ta swoista Rzeczpospolita
Dubrownicka była, obok Wenecji, jednym z najważniejszych i najbogatszych ośrodków kultury i
gospodarki w basenie Morza Śródziemnego. Mimo że jej położenie narażało ją na zakusy
sąsiadów, zawsze potrafiła zręczną dyplomacją albo oddać się pod ich protekcję, albo wykupić
sobie swobodę i niepodległość. Słuchając fascynującej historii tego miasta, którą tak barwnie
przedstawiała nasza przewodniczka, uświadomiłem sobie, że nawet trudne położenie
geograficzno-polityczne może być doskonale wykorzystane dla rozwoju i dobrobytu. Był to
zapewne efekt niezwykłego powiązania słowiańskiego geniuszu i włoskiej przedsiębiorczości, a
nade wszystko głębokiego umiłowania wolności — tej, którą osiągnięto bez rozlewu krwi.
Dubrownik to nie tylko miasto pełne monumentalnych zabytków, ale przede wszystkim symbol
determinacji, mądrości i niezłomnej duchowej siły.
W tak budujących nastrojach trudno było opuszczać to wyjątkowe miejsce. Jedynie myśl o tym,
że już wieczorem 26 kwietnia 2025 r. powita nas Bośnia i Hercegowina, dodawała otuchy. A
skoro BiH, to oczywiście Medjugorje — parafia sześciorga widzących, którzy według ich
świadectw doświadczają objawień Maryi.
Rozważając autentyczność tych wydarzeń, każdy z nas miał zapewne własne refleksje. Dla
jednych były to osobiste nawrócenia i moc modlitwy. Inni pragnęli zbliżyć się do tajemnicy daru
widzących. Wśród tych, którzy odwiedzili Medjugorje wcześniej, pojawiały się mieszane uczucia
— niektórzy dostrzegali diametralną zmianę charakteru tego miejsca. Obok duchowego
świadectwa pojawiły się liczne sklepiki, restauracje, hotele i rozrastające się struktury
turystyczne. Choć objawienia trwają nieprzerwanie od 1981 roku — najpierw codziennie, dziś
już tylko raz w roku i nie wobec całej szóstki — Kościół katolicki pozostaje powściągliwy w ich
ocenie. Watykan nie zajął ostatecznego stanowiska, podkreślając konieczność dalszego
wyjaśnienia pewnych kwestii. Niemniej jednak nie przeciwstawia się, by miliony pielgrzymów
odwiedzających Medjugorje mogły spotkać się z Maryją, Królową Pokoju — niekoniecznie z
myślą o spotkaniu widzących.
Dla wielu uczestników naszej pielgrzymki kolejne dwa dni były najważniejsze podczas całego
wyjazdu. Po poznaniu historii miejsca czekało nas pierwsze wyzwanie — procesja różańcowa
na Górę Objawień w Podbrdo. Wzniesienie, usiane ostrymi kamieniami, wymagało nie tylko
duchowego skupienia, ale i sprawności fizycznej. Jeszcze większym wyzwaniem okazała się
Droga Krzyżowa na Górę Križevac. To były chwile głębokiej modlitwy i refleksji — zarówno
wspólnej, jak i indywidualnej. Modliliśmy się w Sanktuarium Królowej Pokoju, przed figurą
Zmartwychwstałego Chrystusa, w Kaplicy Adoracji oraz przy niebieskich krzyżach (miejscem
drugich objawień, które trwały podczas aresztowania góry). Każde z tych miejsc zasługuje na
osobne opisy, dlatego zainteresowanych odsyłam do tematycznych publikacji i wartościowych
źródeł w Internecie.
Po duchowej odnowie nadszedł czas na dalsze odkrywanie bajecznej Bośni i Hercegowiny.
Dziewiątego dnia wyruszyliśmy do Sarajewa. Stolica BiH kojarzy się zazwyczaj z zamachem na
arcyksięcia Franciszka Ferdynanda i jego żonę Zofię, ale jest znacznie więcej do odkrycia. Choć
nasz czas był ograniczony, udało się zobaczyć m.in. przepiękny ratusz Vijećnica, Latinski Most,
katedrę pw. Serca Jezusowego oraz turecki bazar Bezistan ze słynną studnią na rynku —
symbol miasta, którego wizerunek znajdziemy niemal na każdej pocztówce.
Kolejny niezwykły przystanek to Mostar, znany ze swojego imponującego, antycznego mostu
nad rzeką Neretwą — jednej z najbardziej rozpoznawalnych budowli na Bałkanach.
Kulminacją podróży były kąpiele słoneczne i wodne w malowniczej scenerii wodospadów
Kravice. A absolutnym zwieńczeniem pielgrzymki stało się prawie pięciogodzinne podziwianie
Parku Narodowego Jezior Plitwickich — jednego z najpiękniejszych cudów natury na świecie.
Jego największą atrakcję stanowi 16 jezior położonych na różnych wysokościach, połączonych
kaskadami wodospadów. Wapienne dno sprawia, że woda przybiera bajecznie turkusowy
odcień, a przemierzanie drewnianych trapów i wytyczonych szlaków zapewnia spokojne i
bezpieczne odkrywanie tych niezwykłych krajobrazów. Jedynie jeden duży pas wody zmuszeni
byliśmy pokonać tramwajem wodnym. Przy wejściu do parku turystów wita przekorna
przestroga: „Lepiej nie fotografuj — podziwiaj!”
Mam nadzieję, że nie tylko ja, ale wszyscy uczestnicy pielgrzymki poczuli się w Chorwacji
prawie jak u siebie. Dzięki inicjatywie ks. Łukasza mogliśmy nie tylko zagłębić się w historię
wyjątkowego, bliskiego nam narodu, ale także poczuć tajemniczą duchowość Medjugorje.
Jestem przekonany, że pielgrzymka pozostawiła nie tylko bogate wrażenia historyczno-
kulturowe, ale przyniesie duchową przemianę — może nie od razu, lecz stopniowo, w nas i — dzięki nam — wokół nas.
Autor: Grzegorz Burcza